Megan była irytująca, ale dało się wytrzymać. Chociaż ten komentarz był… denny. Rozmawiam z nią, a ta mi mamrocze, że nie umiem mówić. Hech. Bywa. Ziewnęłam. Odstawiłam na bok teleskop i wstałam przeciągając się przy tym.
- Gdzie idziesz? - spytała Megan.
- Spać - oznajmiłam. – Przesiedziałam tu pół nocy, trzeba trochę się zdrzemnąć. Spojrzałam na gwiazdy. Dzięki ich pozycji stwierdziłam, że jest mniej więcej pół godziny po drugiej. Oczywiście w nocy. Megan podeszła do niedużej drabinki, która prowadzi z wieży na ziemię.
- Po co tak? - roześmiałam się. – Ja znam szybszy sposób. Chwyciłam się palcami krawędzi wieży i opuściłam w dół. Przez chwilę dyndałam tak aż w końcu wymacałam stopami parapet. Stanęłam na parapecie i przez otwarte okno wślizgnęłam się do środka. Znalazłam się w niedużym hallu. Wnętrze oświetlały tylko świece zwieszające się z sufitu. Panował przyjemny półmrok. Już miałam podejść do drzwi mojego pokoju gdy usłyszałam głos Megan.
- Sam… jak ty to… nie boisz się, że spadniesz? Przed chwilą wisiałaś z najwyższej wieży w zamku!
Roześmiałam się.
- Nie mam lęku wysokości. Mnie to nie przeraża.
- Ja chyba jednak pójdę schodami - głos Megan lekko drżał. Może ma lęk wysokości?
- Ok, jak chcesz – odkrzyknęłam.
Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Natychmiast usnęłam.
<Megan? Jak nie chcesz to nie musisz odpisać>